Zgodnie z sugestią Pumy przygotowałem którtki tekst o pierwszych polskich emigrantach w USA. Chodzi o kilkusetosobową grupę Ślązaków, któzy zdecydowali się na emigrację do Teksasu i założenie tam własnej osady.
Listy Ojca LeopoldaOjciec Leopold Moczygemba urodził się w Płużnicy na Górnym Śląsku. W granicach dzisiejszego województwa opolskiego. W XIX wieku Płużnica Wielka leżała w obrębie Królestwa Prus i tak naprawdę to tutaj rozpoczyna się i kończy opowieść o pierwszych polskich osadnikach w Stanach Zjednoczonych. Leopold Moczygemba był księdzem-zakonnikiem – franciszkaninem. Dzieciństwo i młodość spędził na Śląsku. Po wstąpieniu do zakonu swą posługę pełnił we Włoszech i w Bawarii. Stamtąd został przeniesiony do Teksasu, gdzie sprawował katolicką służbę wśród niemieckich imigrantów.
Obserwując wzrost poziomu socjalnego i ekonomicznego wśród Niemców, Ojciec Leopold zaczął namawiać swoich bliskich ze Śląska do emigracji. W listach przedstawiał im życie wśród pól Teksasu jako przeciwwagę do biedy ówczesnego Śląska. Życie w Płużnicy w połowie XIX wieku do łatwych nie należało. Powszechne były bieda i głód oraz związane z nimi epidemie cholery i tyfusu. W dobie rewolucji przemysłowej wybuchały strajki i bunty, a wobec życia pod pruskim zaborem – napięcia na tle narodowościowym.
Należy przypuszczać, że listy Moczygemby wywołały nieukrywany entuzjazm wśród Płużniczan. Ślązacy, których było na to stać, wybrali się „za wielką wodę” – po swoje przeznaczenie! Mówi się o kilkuset emigrantach (źródła podają rozbieżne dane od 150 do 800, ale najpewniej około 200). Moczygemba kupił 238 akrów (prawie 100 hektarów) ziemi w hrabstwie Karnes, 55 mil (ok. 90 km) od San Antonio w Teksasie. Tutaj miała powstać pierwsza polska osada w Nowym Świecie.
Panna MariaLegenda mówi, że pierwsi osadnicy pojawili się w Teksasie dokładnie w wigilię Bożego Narodzenia 1854 roku. Ojciec Leopold odprawił dla nich pasterkę pod gołym niebem, u stóp rozłożystego dębu, i właściwie od tego momentu powinna rozpocząć się idylliczna opowieść o dostatnim życiu synów narodu polskiego w dalekim świecie. Tym bardziej, że o wstawiennictwo prosili osadnicy samą Maryję – nową osadę nazwano bowiem Panna Maria. Lecz życie w surowym teksańskim klimacie okazało się dużo bardziej gorzkie niż Ślązacy mogli sobie wyobrazić. Suchy klimat z pewnością zaskoczył niejednego Europejczyka. Grasujące węże i inne nieznane Polakom dzikie zwierzęta początkowo straszyły – nie dawały spać i normalnie egzystować. Indianie – upominając się o swoje terytoria – napadali bez zapowiedzi, nie inaczej czynili zwykli rabusie.
Generalnie chciałoby się rzec, że Ameryka – tym bardziej u progu swojego rozwoju – przyjmowała na swoje tereny każdego. Może i to prawda. Czasami jednak samym osadnikom trudno było się zasymilować z sąsiadami. W przypadku Ślązaków było to tym trudniejsze, że Panna Maria leżała na uboczu, z daleka od głównych szlaków komunikacyjnych, a niemal od początku była w osadzie parafia i szkoła. Wobec braku konieczności uciekania się do pomocy sąsiednich wiosek pozostali Polacy słabo zżyci z kształtującą się teksańską społecznością.
U progu wojny secesyjnej zaistniał jeszcze jeden istotny argument, który wpłynął na opisywaną asymilację polskiej ludności w Teksasie . Stan ten przystąpił do wojny po stronie Konfederacji. Polacy byli po stronie Unii i tak naprawdę wcale nie chcieli walczyć. Przecież oni przyjechali budować na nowo swoje życie, a nie zbrojnie rozstrzygać wewnętrzne kwestie USA – tym bardziej, że wielu Ślązaków zdecydowało się na emigrację dla uniknięcia poboru do pruskiej armii.
Już w pierwszych latach po powstaniu Panny Marii nawiedziły Polaków susze, powodzie i epidemie. Rozgoryczenie imigrantów sięgało zenitu. Nic więc dziwnego, że z dnia na dzień narastał konflikt pomiędzy osadnikami, a założycielem wioski. Ojciec Leopold Moczygemba, zmuszony do wyjazdu, opuścił Pannę Marię na przełomie 1856-57. Swoją pracę duszpasterską wśród niemieckich i polskich katolików sprawował w różnych częściach USA aż do śmierci w 1891 roku.
Ceremonialny powrótProchy Ojca Leopolda wróciły pod stary dąb – ten sam pod którym odprawił pierwszą pasterkę wśród pól Teksasu. Uroczystość przeniesienia prochów założyciela osady odbyła się w Pannie Marii w październiku 1974 roku. Na swoje „5 minut” niemal 120 lat musiał czekać ten, który zaprosił pierwszych Polaków na gościnną amerykańską ziemię.
„Jo jes Lucijan Moczygemba i joł tu pochodza ze Ślonski! A mie se tu tak cienszko podobo! Jo nie wia jako ten mój starystaryujek namówił tych ludzi sie tu cofnyć stond, a do tego suchego Teksasu ich tam przywiód” – mówił po z górą 150 latach wzruszony praprawnuk jednego z braci Moczygembów podczas swojej wizyty w Płużnicy. W tym starym śląskim języku czuć nutę żalu, tęsknoty za Starym Światem i tym co tutaj działo się przez te wszystkie trudne lata. Czy jednak z perspektywy czasu jest czego żałować?
Panna Maria w XXI wiekuDzisiaj Panna Maria jest rzeczywiście małą osadą. Na stałe mieszka tam około 40 osób. Leży jednak w centrum Teksasu. Pół mili od autostrady. Niedaleko jest San Antonio, Austin i Houston. Nawet do Dallas nie jest tak daleko. Miejsce wiecznej tęsknoty naszych bohaterów: Płużnica położona jest między Katowicami a Opolem. Do autostrady A4 jest w prostej drodze 6 km. Rzeczywiście – miejsce zamieszkania jest kwestią wyboru. Być może żal i tęsknota potomków Śląskich emigrantów wynika z tego, że to nie oni sami, a ich protoplaści wybrali życie na obczyźnie…
Artykuł przygotowałem opierając się na źródłach:
http://www.goscniedzielny.pl/artykul.php?id=1104084928&naglkat=spo%B3ecze%F1stwohttp://www.tsha.utexas.edu/handbook/online/articles/MM/fmo77.htmlSatelitarne zdjęcie Panny Marii i okolic zobaczyć można po adresem:
http://skocz.pl/pannamariaRadosław