gry online

 tematów: 33      wątków: 2617      wypowiedzi: 27.803
autor: fraza:
jeśli chcesz brać udział w dyskusji zaloguj się: użytkownik: hasło:
Podsumowanie aktywności na forum w ciągu ostatnich 24 godzin

Forum >> realia XIX-wiecznej Ameryki >> Amrykańska imigracja

system automatycznej korekty błędów

autor treść
wypowiedzi: 107
wątków: 9

Amrykańska imigracja
16.05.2007 (Śr) 23.04 (6189 dni temu)
W poprzednim wątku poruszyłem ciekawy temat pierwszych Polaków na amerykańskiej ziemi.
http://www.farmersi.pl/forum_watektresc.php?id_watek=282&id_temat=6&od=1
Tym razem przedstawię emigrację za ocean w szerszym ujęciu. Oto historia zbiorowej przeprowadzki do USA. Prezentuję ją po przeczytaniu lektury Hugh Brogana „Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki”.

W latach dziewięćdziesiątych XIX wieku rocznie przybywało do USA około pół miliona emigrantów z Europy. Szacuje się, że w latach 1815-1914 przybyło do Ameryki 35 mln ludzi i jest to niewątpliwie największa pokojowa migracja w historii. Prawdę mówiąc każda europejska nacja miała w tym swój udział. Jedynie Francuzi okazali się być odporni na „wirusa amerykańskiej emigracji”. Z przyczyn ogólnych i indywidualnych wybierali się za „wielką wodę” Anglicy i Irlandczycy, Walijczycy i Szkoci, Niemcy i mieszkańcy Skandywii, Hiszpanie i Włosi, Polacy, Czesi i Węgrzy, Grecy i Żydzi, Portugalczycy, Holendrzy, Chorwaci, Słoweńcy i Serbowie, Słowacy, Ukraińcy, Litwini, Rosjanie, wreszcie Baskowie i cała masa mniejszych nacji.

Ogólne przyczyny emigracji na szeroką skalę to przede wszystkim wzrost liczby ludności. Na zagospodarowanej europejskiej ziemi zaczęło po prostu być ciasno rządnym wielkich pól obszarnikom. Tymczasem podatki na utrzymanie wielkich armii i flot rosły, a masowy pobór do wojska nie dawał spać wielu mężczyznom w wieku poborowym. Do tego dodać należy oczywisty wzrost znaczenia międzynarodowego handlu i wynikającą z niego naturalną konkurencję, która europejskich chłopów często dyskwalifikowała ze względu na wysokie ceny.

Wśród indywidualnych przyczyn migracji wyróżnić należy choćby straszliwy głód w Irlandii w latach 1845-48. Klęska nieurodzaju spowodowała śmierć miliona ludzi i wpłynęła na decyzję o emigracji kolejnego miliona. Ruchy rewolucyjne roku 1848 spowodowały inny – tym razem polityczny – czynnik emigracyjny. W czasie Wiosny Ludów to Niemcy byli jedną z liczniejszych narodowości, które szukały schronienia na gościnnej amerykańskiej ziemi. Pogromy w carskiej Rosji przywiodły do Ameryki wielu Żydów. Upadek Królestwa Obojga Sycylii w roku 1860 spowodował kryzys ekonomiczny na południu Włoch i stąd masowy exodus sycylijczyków i neapolitańczyków do Stanów w latach sześćdziesiątych XIX wieku. Szwedzi i Norwegowie – zachęceni cieplejszym klimatem – postanowili spróbować sił przy uprawach na farmach Nowego Świata. Japończycy i Chińczycy – obserwując światowy handel – zaczęli osiedlać się na Hawajach (które dopiero zaczynały grać swoją rolę w amerykańskiej gospodarce, aneksja Hawajów nastąpiła w 1898, a stanem Unii stały się dopiero w 1959) i tam rozkręcać swoje interesy.

Stany Zjednoczone były gotowe przyjąć każdego. Rewolucja przemysłowa spowodowała, że potrzeba robotników była wyższa niż kiedykolwiek przedtem. Z powodów politycznych fabrykanci z północy woleli zatrudniać Europejczyków niż Amerykanów z południowych stanów (zresztą farmerzy z Południa niechętnie opuszczali swoje rodzinne terytoria). Migracja zapewniała podaż siły roboczej. Wykwalifikowanej (np. górnicy) jak i tej nieprzyuczonej (robotnicy). Co ważne – Ameryka Północna cały czas pełna była jeszcze niezorganizowanych terytoriów, a linie kolejowe potrzebowały zarówno robotników jak i osadników. Trasa była zyskowna dopiero wtedy, kiedy na gruntach, które przecina zorganizowana zostanie regularna produkcja rolna do transportu na rynki.

Wszystkie porty w Europie poznały agentów i flotę amerykańskich linii żeglugowych. Agenci, rzecz jasna, prześcigali się w ofertach i reklamach swoich usług. Rozlepiali plakaty, ogłaszali się w prasie, kompletowali emigrantów, dowozili ich do portu i dbali o bezpieczny początek podróży. Większość emigrantów, należących do niższej klasy społecznej, wybierała tańsze miejsca pod pokładem statku. III i IV klasa nigdy nie należała do doświadczeń, które emigranci zapamiętywali jako przyjemne. W czasach żaglowców (zanim wprowadzono regularne rejsy statków parowych) było przeżyciem wręcz okropnym. Załoga, która wyrusza w podróż z niewystarczającym zapasem żywności i zawyżane ceny żywności powodowały śmierć głodową części pasażerów. Brutalność marynarzy i kiepski stan techniczny statków przyprawiały o mdłości zanim we znaki dała się choroba morska. Zdarzały się też upchane do granic możliwości lekkie statki (tzw. „papierowe statki” wynajmowane przez skąpych agentów żerujących na losie pasażerów... (cdn.)

Radosław
  
wypowiedzi: 107
wątków: 9

Amerykańska imigracja cd.
20.06.2007 (Śr) 06.54 (6155 dni temu)
Podróż miała trwać nie dłużej niż 6 tygodni. Czasem jednak – na skutek załamania pogody – mogła się przedłużyć nawet do 3 miesięcy. Warunki pod pokładem były skandaliczne. Było bardzo ciasno, całkowicie nie respektowana prawa do prywatności pasażerów. Higiena była poniżej krytyki, brakowało wentylacji. Podobno miejsce pod pokładem śmierdziało dokładnie tak jak kloaka. Na statku – poza pasażerami – przebywał także żywy inwentarz, zabierany gównie jako pożywienie (jedzenie nie nadawało się do przechowywania). Zwierzęta przyczyniały się do ogólnego brudu, smrodu i niezdrowych warunków. Często na statkach rozprzestrzeniały się epidemie. Podobno były rejsy w czasie których niemal 20 procent pasażerów umierało.

Stalowe statki napędzane parą stanowiły istotny przełom w przeprawie przez Atlantyk. Warunki pod pokładem pozostały wprawdzie równie skandaliczne jak na żaglowcach (choroba morska i inne niewygody dalej były normalnością), ale podróż trwała krócej niż 2 tygodnie. Umieralność spadła. W miarę rozwoju żeglugi warunki stopniowo polepszały się. Już w roku 1880, kiedy to do Ameryki zawitało niemal 500 tysięcy przybyszy z Europy, zmarło jedynie 269 osób.

Kapitalizm i tutaj pokazał swoją ludzką twarz. Wielkie linie statków parowych rywalizowały ze sobą o przewozy. Amerykańscy przemysłowcy zaczęli subsydiować przewozy, a warunki w niższych klasach wyraźnie się poprawiły. Kulminacja przewozów pasażerskich nastąpiła tuż przed wybuchem I wojny światowej – w początkach drugiego dziesięciolecia XX wieku. Widocznym znakiem poprawy warunków na dolnych pokładach były m.in. obrusy na stołach.

Szczęśliwi przybysze, bo dotarciu do portu w Nowy Jorku, byli w większości oszołomieni. Imigranci przechodzili obowiązkową odprawę u urzędników i lekarzy. Musieli oni udowodnić, że nie mają zamiaru odbierać amerykańskim robotnikom pracy ani obciążać państwa z powodu braku pieniędzy. Spełnienie tych warunków stało w sprzeczności z istotą imigracyjnej fali przybyłych, ale ok. 80% imigrantów bez większych problemów przechodziła te dziwne amerykańskie procedury.

„Ziemia obiecana” nie dla wszystkich i nie od razu usłana była różami. Nieliczni szczęśliwcy, często z pomocą wcześniej przybyłych rodaków, od razu wyruszali na zachód gdzie można było osiedlać się na państwowych gruntach. Dziewicze farmy wymagały starannego przygotowania do hodowli i często było to przeszkodą nie do pokonania dla Europejczyków. Wielu z nich zdecydowało się na odkupienie oczyszczonej już ziemi od Amerykanów, których ciągnęło dalej na zachód.

Wielu śmiałych imigrantów wsiadało w Nowym Jorku do specjalnych subsydiowanych pociągów do Kaliforni. Przedsiębiorcy potrzebowali robotników do kopalni i portowych nabrzeży na zachodzie – płacili więc za transport młodych i zdrowych ludzi. Było wśród nich wielu imigrantów.

Wielu przybyszy z Europy w początkowym okresie swojego amerykańskiego życia pozostawała jednak w Nowym Jorku. To największe centrum przemysłowe, największy port i centrum finansowe potrzebowało niezliczonej ilości rąk do pracy. Imigranci pracowali tutaj, w większości chałupniczo, w skandalicznych warunkach mieszkaniowych, które panowały w ciasnych czynszówkach w otoczeniu Manhattanu. Zanim Europejczyk do owej czynszówki trafił, został często wypłukany z gotówki przez portowych oszustów i hotelowych naciągaczy, którzy oferowali przenoszenie bagażu, załatwianie pracy, bądź zwykły dach nad głową za wygórowane stawki.

Na przykładzie Nowego Jorku zobaczyć można ciekawą prawidłowość: rodzina imigrantów, która pod koniec XIX wieku zamieszkała w ciasnej czynszówce, w miarę jak rosły jej zarobki oszczędności, przenosiła się z Lower East Side do lepszych miejsc, aby w końcu zamieszkać w dzielnicach takich jak Bronx, Queens czy Brooklyn. Proces ten trwa po dziś dzień i jest wyjaśnieniem faktu, że dzielnice uznawane w Nowym Jorku niegdyś za irlandzkie, żydowskie czy włoskie, po tym jak ich mieszkańcy awansowali w społecznej hierarchii, stały się enklawami latynoskimi czy murzyńskimi.

Amerykańska imigracja nadeszła w trzech falach. Pierwsza narastała w latach 30. i 40. XIX wieku, a więc w czasach dwóch pierwszych etapów naszych Farmersów. Druga – w okresie trzeciego etapu – po wojnie secesyjnej w latach 70. XIX wieku. Trzecia – rekordowa fala imigracyjna narastała w latach 1905-1914.

I tak trwał ten wielki ruch ludności! Po I wojnie światowej Ameryka zamknęła swoje gościnne drzwi przed biedakami ze Starego Świata. Europa zaś postanowiła otworzyć się przed Wielkim Bratem zza oceanu. Cały proces dostosowywania warunków bytowych na statkach transatlantyckich w epoce wielkich migracji przygotował linie oceaniczne do umiejętnego przejścia od interesu związanego z transportem Europejczyków do wielkiego biznesu turystycznego: wycieczek bogatych Amerykanów do Europy.

Radosław

Przygotowując ten tekst (zawarty w niniejszym oraz w powyższym poście) korzystałem z książki Hugh Brogana „Historia Stanów Zjednoczonych Ameryki” w przekładzie Elżbiety Macauley, wyd. Ossolineum, Wrocław 2004
  



Forum >> realia XIX-wiecznej Ameryki >> Amrykańska imigracja