gry online

 tematów: 33      wątków: 2617      wypowiedzi: 27.803
autor: fraza:
jeśli chcesz brać udział w dyskusji zaloguj się: użytkownik: hasło:
Podsumowanie aktywności na forum w ciągu ostatnich 24 godzin

Forum >> spotkania offline >> Tymczasem na prowincji...

system automatycznej korekty błędów

autor treść
wypowiedzi: 715
wątków: 56
Tymczasem na prowincji...
05.07.2010 (Pn) 12.50 (5057 dni temu)
Wstęp

Udało mi się zakończyć studia i wreszcie mogłem się na spokojnie wybrać na jakąś wyprawę . Opowieść napisałem do czytania z lekkim przymrużeniem oka - (w ten sposób należy mrużyć )

Część 0: Przygotowania

Dzień przed wyjazdem kupiłem sobie wreszcie porządne sakwy rowerowe i wielce szczęśliwy z tego powodu zacząłem radośnie szykować do pakowania nie tylko rzeczy bardzo potrzebne. I tym sposobem wziąłem drugą parę butów, drugą parę spodni, 5 podkoszulek, bielizny 2 razy więcej par niż dni, bluzę, więcej niż jeden klucz rowerowy z regulowanym rozstawem, jakieś rupiecie łamigłówkowe, myszkę i słuchawki do laptopa, książkę... Udało mi się wreszcie powiedzieć sobie stop, ale i tak moja waga razem z zapakowanym rowerem osiągnęła około 115kg...

W piątek rano wyruszyłem.

Część 1: Krzyszto - farma z prawdziwego zdarzenia

Pociągi przystosowane do przewozu rowerów jeżdżą, ale dosyć rzadko. W pozostałych aby nie blokować przejścia są dwie możliwości: wstawić rower na początku pierwszego wagonu albo na końcu ostatniego. Oczekiwałem na dworcu na pociąg w miejscu gdzie spodziewałem się ostatniego wagonu i... ostatni wagon to pierwsza klasa, jadę szybko na początek pociągu i wsiadam. Droga samemu pociągiem jak to droga pociągiem... albo trafi się kontaktowa osoba do rozmowy albo trzeba się czymś zająć. Czytając książkę i układając kostki rubika dojechałem do Częstochowy.

Zwykle najgorszą częścią dłuższej drogi rowerem jest dla mnie wydostanie się z miasta. Chcąc dochować tradycji wyszedłem na miasto ze złej strony dworca i zacząłem jechać w/g tego co pamiętałem z mapy czyli jechać w przeciwną stronę. Ogarnąłem się i zauważyłem, że słońce mam na plecach a nie przed sobą i dopytałem się trochę przechodniów o drogę. Jednak nawet po zaciągnięciu informacji wyjazd nie był prosty jeśli robiło się takie rzeczy jak: jadę, jadę prosto cały czas i nagle jadę prostopadle do pierwotnego kierunku jazdy... Mijając tabliczkę końca Częstochowy odetchnąłem z ulgą .

I tak jechałem, jechałem, piątek był dosyć dusznym dniem więc niby zadowolony cały czas byłem, ale nie czułem za bardzo tej energii co mnie w końcówce czerwca rozpierała. Coś tam pamiętałem z mapy, że niedaleko trasy mojego przejazdu za lasem jest jezioro porajskie. I tak jechałem, jechałem, las się nagle skończył i ujrzałem jezioro kilkadziesiąt metrów od drogi. Moje stopy okazały się egoistkami i nie zważając na zdanie pozostałych części ciała zaprowadziły mnie do wody żeby odsapnąć . W wyraźnie lepszym humorze ruszyłem dalej i nawet nadłożenie 2km w Myszkowie nie pogorszyło go.

Wczesnym wieczorem dotarłem na miejsce ! (nie spieszyło mi się i w czasie drogi miałem dużo przerw) Krzyszto jak to prawdziwy farmer w środku sezonu doglądał intensywnie spraw farmy, nawet zapowiedział mi, że zaraz po przyjeździe weźmie mnie do pomocy, ale ze względu na techniczne problemy ze snopowiązałką nic z roboty nie było .

Była za to prezentacja farmy: stodoły, stajni, chlewu, wybiegu dla koni, pięknej stadniny koni. Były opowieści o rezerwacie cisów niedaleko, o tym, że praktycznie całą trasę z Częstochowy do Krzyszto można zrobić piękną trasą lasami(jak się wie którędy jechać).

Siedząc spokojnie na ławkach przy stole własnoręcznie przez Krzyszto wykonanych, piliśmy piwo i zajadając kiełbaski z grilla przyglądaliśmy się moim imiennikom żyjącym na wolności (2 duże sztuki i 3 małe wypatrzyliśmy na łące przy skraju lasu) . I tak te piwa piliśmy, piliśmy, Krzyszto opowiadał, że z robotą dzisiaj nie wyszło przez problemy techniczne i jutro z rana będzie musiał to sprawnie ogarnąć. Opowiadał jeszcze o świetlanych planach rozwoju farmy . Nie wiem jak to wyszło, ale po którymś tam piwie sam z siebie obiecałem mu, że jutro zostanę i pomogę przy pracy na łąkach .

Sobota rozpoczęła się energicznie: śniadanie i jedziemy na łąki zbierać trawę . Małą grupką (6-7 osób) sprawnie objechaliśmy łąki Krzyszto zebraliśmy i zwieźliśmy trawę w jedno miejsce w ciągu kilku godzin. Na pożegnanie zjadłem obiad, pooglądałem mapę jak mam jechać dalej, odczekałem trochę po obiedzie, podziękowałem Krzyszto za zaproszenie i przyjęcie mnie, opowiadał też z jak wielką radością przyjąłby u siebie większą ekipę farmersów .

O 15-16 wyruszyłem w dalszą drogę.

Część 2: Gonzal - mała przytulna faremka

W drogę wyruszyłem energicznie co by przed wieczorem zdążyć dojechać . Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami gdy zbliżałem się to dałem znać Gonzalowi:
- jestem w Herbach na drodze wylotowej na Opole
- to teraz prosto 11km i jesteś u mnie
Jak powiedział tak się stało, 11.1km dalej faktycznie była jego farma i grill był już rozpalony . Najadłem się konkretnie - 4 spore kawałki profesjonalnie przyrządzonego mięsa zjadłem, to była tak duża ilość szczęścia dla mojego żołądka, że już nawet nie podjąłem się spróbowania pięknie wyglądającej sałatki .

Krótkie obejście małej faremki przy piwku było. Gonzal jest raczej rzemieślnikiem - farmerem, w odróżnieniu od Krzyszto, który jest farmerem - rzemieślnikiem . Więc profesjonalny warsztat i własnoręcznie wykonane rzeczy w ogrodzie i w mieszkaniu też obejrzałem. Przy którymś tam z kolei piwku wysłuchałem o dalszych planach rozbudowy farmy i planowanych zmianach mających poprawić jeszcze bardziej jej przytulność .

Tak minęła sobota. Niedziela była dniem zwiedzania okolicy . Poznałem zarys historii Lublińca, obecny stan i perspektywy rozwoju. Lubliniec wraz z okolicami jest terenem bardzo dla rowerzystów przyjaznym ze względu na ilość ścieżek i ich dużą jakość (jest sporo dobrze oznaczonych i utrzymanych szlaków rowerowych prowadzących poprzez lasy).

Z ciekawostek zapamiętałem, że Lubliniec ma 2 rynki i po nich przeszliśmy: nie są duże, ale są dobrze utrzymane, kamienice w centrum też są wszystkie w dobrym stanie, współcześnie zbudowane budynki przy rynku są dobrze wystylizowane i wtapiają się w starszą zabudowę . Później jeszcze zwiedziliśmy dobrze utrzymany spory park, z wieloma wiekowymi drzewami (tabliczki ewidencyjne z szacowanym wiekiem, obwodem i wysokością na wielu były).

Miło i przyjemnie dzień mijał, ale trzeba było się zbierać do wyjazdu. Przed wyjazdem jeszcze raz doświadczyłem śląskiej gościnności i zjadłem porządny obiad . Tym razem trasa była wyjątkowo prosta (do Lublińca i na pociąg ). Gonzal opisał ją bez zbędnych szczegółów jako: "jedziesz 5km ścieżką rowerową prosto, za przejazdem skręcasz w lewo, 500m i na miejscu jesteś".

Jadę, jadę, jest przejazd, skręcam, patrzę kontrolnie na licznik (5.1km), myślę sobie: to drugi raz już precyzyjnie podał odległość, ale kolejny szacunek jest przesadzony, gdzie tu będzie 500m jak ja już ten dworzec widzę. Dojeżdżam do dworca, prowadzę rower do kasy, kupuję bilet i patrzę: 370m, uśmiecham się i sobie myślę: Gonzal ponad 30% przeszacował . Prowadzę rower do wyjścia na perony i widzę długie schody (ze 30 stopni) nie dostosowane nawet do przejścia przez matki z wózkami ?!?. Przyznam się: złapałem lenia, na rowerze z takim bagażem jedzie się dobrze, dużej różnicy nie ma, ale noszenie jego po schodach jest uciążliwe, pomyślałem sobie... jeszcze się dzisiaj nanoszę go (na 3 piętro do mieszkania chociażby i na dworcu zachodnim, który też nie jest dostosowany do przyjmowania matek z wózkami...). Więc szukam jakiegoś tajnego przejścia na perony . Jedna uchylona furtka z napisem "wstęp wzbroniony" i okrężną w całości płaską drogą jestem na peronie i czekam na pociąg. (I zerkam na licznik i rzeczywiście wyszło 500m od skrętu w lewo na przejazdem ).

Droga pociągiem jak to droga pociągiem... tym razem trochę podrzemałem i późnym popołudniem / wczesnym wieczorem byłem u siebie .

Część ostatnia: krótkie podsumowanie

Z głównych spostrzeżeń to wymienię dwa:

1. Farmersi to ciekawi ludzie (co wiedziałem już wcześniej i na kolejnych dwóch przypadkach potwierdziło się ).
2. Pakując się na wyjazd trzeba używać wyobraźni i pamiętać, że to co się weźmie będzie się czasem nosić po schodach (co też wiedziałem wcześniej na wielu przykładach i nawet rozważnie stosowałem się do tego gdy jeździłem z bagażem na plecach, ale tym razem zauroczony byłem świeżo kupionymi pojemnymi sakwami i wyszło jak wyszło [nie było przecież źle ] ).
wypowiedzi: 205
wątków: 7
fajne dzięki:)
05.07.2010 (Pn) 15.02 (5057 dni temu)
fajne dzięki
wypowiedzi: 309
wątków: 12

05.07.2010 (Pn) 18.03 (5057 dni temu)
i nie do Szczecina?
to ja w swoim zwyczaju spytam o dystans
wypowiedzi: 715
wątków: 56
:-)
05.07.2010 (Pn) 18.24 (5057 dni temu)
Częstochowa -> Krzyszto - można 41km, ja 51km (plątanie się w Częstochowie i mniejsze w Myszkowie)
Krzyszto -> Gonzal - można 52km, ja 61km (jechałem tylko drogami oznaczonymi na maps.google.com na żółto)
Gonzal -> Lubliniec - można 5.5km, ja 5.5km
i jakaś drobnica po Warszawie, razem 120km, jeden szary kot przebiegł mi drogę, nie mijałem żadnego rozjechanego zwierzaka, raczej bez stromych podjazdów i zjazdów, znaczna część na płasko, ale sporo długich lekkich podjazdów i długich lekkich zjazdów; taka raczej lekka trasa
wypowiedzi: 504
wątków: 13

:)
05.07.2010 (Pn) 22.18 (5056 dni temu)
Zylo przejeżdżałeś może przez wioskę o nazwie Babienica? Z tego co czytam to musiałeś przejeżdżać przynajmniej gdzieś w okolicy. W tej małej wioseczce mieszkałem prawie 20 lat Cieszę się, że podobała Ci się okolica
wypowiedzi: 715
wątków: 56
:-)
05.07.2010 (Pn) 22.58 (5056 dni temu)
Bzik: na http://maps.google.pl jest ona zaznaczona pomiędzy dwoma żółtymi drogami, ja przejeżdżałem drogą z Woźników do Herb czyli tą żółtą po lewej stronie zaznaczonej Babienicy... Jak to tam w szczegółach wyglądają granice wiosek to nie wiem, ale wydaję mi się, że Ty już masz wiedzę czy przejeżdżałem przez czy obok
wypowiedzi: 504
wątków: 13

No to się załapałeś:)
06.07.2010 (Wt) 13.16 (5056 dni temu)
Chociaż zaliczyłeś tylko bardzo malusieńki kawałek, bo chyba tylko jakieś kilkanaście metrów tej trasy mieści się w granicach wioski. Za to miałeś okazję mijać moje pole, które leży tuż przy tej trasie. Od dawna już pole jest oddane w dzierżawę i już dawno tam nie byłem, ale i tak czuję się odwiedzony
wypowiedzi: 49
wątków: 0
re
07.07.2010 (Śr) 23.04 (5054 dni temu)
wielkie dzięki Zylo za odwiedziny i pomoc na wekend potrzebuję dużo farmerów do pomocy więc zapraszam
wypowiedzi: 49
wątków: 0
re
07.07.2010 (Śr) 23.06 (5054 dni temu)
i farmerek również



Forum >> spotkania offline >> Tymczasem na prowincji...