Także w odpowiedzi na artykuł w FT pozwolę sobie być dużo większym optymistą. Zacznę od tego, że już pojawiają się głosy ekonomistów i inwestorów w USA o zmianę polityki walki z kryzysem i zaczęcie oszczędności zamiast dmuchania bańki(wiadomości ekonomiczne w Trójce PR dziś rano). Paradoksalnie wynikać może to właśnie nie ze zdrowego rozsądku, ale właśnie z tego, że ludzie w większości nie są świadomi możliwości dmuchania bańki praktycznie w nieskończoność i dlatego domagają zmian. Zwyczajnie wszyscy są wyuczeni ekonomii, która zdaniem Szeryfa właśnie ląduje w koszu, i stąd ich obawy gdy widzą co się dzieje.
Inna sprawa to czy rzeczywiście można dmuchać bańkę w nieskończoność, a jeśli tak to co w tym złego. Teoretycznie taka sytuacja jest możliwa, wówczas jednak zamiast pracować opłacało by się wyłącznie odkładać pieniądze. Praca ludzka i ziemia straciłyby zupełnie znaczenie na rzecz kapitału. Jeśli tylko każdy byłby w stanie uzyskać na początku minimalną kwotę kapitału pozwalającą na oszczędności byłoby wręcz cudownie - nie posiadając dóbr materialnych, ani nie pracując każdy miałby zapewniony byt. Istny raj na ziemi.
Problem w tym, że wirtualnym rynek pieniądza nie produkuje realnych dóbr. Nie da się nim najeść, mieszkać w nim, ani wyleczyć, czy przenieść z punktu a do b. Stąd jeśli rynek finansowy będzie dawał zysk, a rynek realny będzie dawał straty i produkcja czegokolwiek będzie nieopłacalna - nastąpi krach. Będzie to moment, w którym wszyscy będąc wirtualnie bogaci nie są w stanie nabywać czegokolwiek - podaż na rynku realnym jest zerowa lub bliska zeru. Takiej sytuacji nie da się utrzymać.
Innymi słowy nie ma możliwości rozrostu rynku finansowego bez równoczesnego rozrostu produkcji na rynku realnym - bańka wtedy pęka. To powoduje także, że rynek finansowy nie może przekroczyć pewnej wielkości licząc w stosunku do rynku realnego (produkcja dóbr musi się opłacać w stopniu porównywalnym jak operacje finansowe) inaczej nastąpi przyspieszenie jego wzrostu i w efekcie przekroczenie masy krytycznej - ponownie bańka pęka.
Podsumowując rynek finansowy może rosnąć w nieskończoność, ale w określonym tempie i jest zależny od rynku realnego (przynajmniej dzisiaj, kiedy usługi i dobra muszą być produkowane przez ludzi). Generalnie sytuacja taka nie jest zła, jednak wszytko zależy od pozycji społecznej a dokładniej od ilości posiadanego kapitału. Coraz trudniej będzie uzyskać kapitał pracą lub przez sprzedaż dóbr. To z kolei oznacza, że bogaci posiadający oszczędności będą stawali się jeszcze bogatsi, a ci którzy kapitału nie posiadają nie będą mieli nic. Co by się wówczas stało? To już chyba na scenariusz sci-fi się nadaje