Wywiad z Pogromczynią Automatów w Los Angeles
6 sierpnia 2007
szeryf: Witaj Izydo! Ponownie spotykamy się w saloonie "U Szybkiego Billa" w Kansas* i znowu wypada mi pogratulować Ci wygranej! Zostałaś "Pogromczynią Automatów" w Los Angeles, osiągając najlepszy wynik spośród 1277 rozegranych tam rozgrywek. Pokazałaś facetom, że rządzisz również w Los Angeles! GRATULUJĘ!
Izyda: Najpierw Kansas City, teraz Los Angeles. Ach! Dlaczego na Farmersach jest więcej miasteczek?
szeryf: Jeszcze na dzień przed zakończeniem konkursu nie byłaś widoczna na liście TOP-20. W zasadzie prowadzenie objęłaś dopiero na godzinę przed zakończeniem konkursu - czyli przed północą 31 lipca. Była to zamierzona strategia?
Izyda: Niestety nie była, zresztą dlatego tylko o 0,2 PD pokonałam gracza z drugiego miejsca. Z powodu wakacji i wyjazdu na obóz brydżowy nie mogłam zaglądać na moją farmę. Wróciłam w niedzielę i rozpoczęłam walkę z Los Angeles. W trakcie mojej nieobecności pozostali farmerzy osiągnęli niemal mistrzostwo w tej grze, więc stanęłam przed trudnym wyzwaniem. Nie poświęcałam czasu na tak zbędne w życiu czynności jak spanie, jedzenie czy picie i się udało. Co prawda nie obyło się bez kosztów własnych, bo część krówek z mojej farmy mi zdechła. Ale warto było.
szeryf: Ile rozgrywek rozegrałaś w Los Angeles zanim udało Ci się opracować optymalną strategię?
Izyda: Ponieważ 20 graczy wyświetla się na TOP-20, to myślę, że moje było mniej więcej 1257 gier. Opracowanie optymalnej strategii było bardzo trudne, szczególnie, gdy ujrzałam fenomenalny wynik Oshibby.
szeryf: Czy sugerowałaś się wynikami innych graczy? Na przykład wybierając zestaw bonusów, decydując się na hodowlę czy atakując stada krów Lindy?
Izyda: Początki gry w Los Angeles były trafianiem na ślepo, nie było wiadomo, jaką strategię wybrać, jednak im więcej było gier, tym bardziej strategie stawały się podobne, wyniki też. Przez pewien czas by zawisnąć na Top-20 wystarczała strategia rolnika, później okazało się, że pomimo bardzo dużej ilości pieniędzy jakie się tam osiąga nie można przekroczyć pewnego wyniku. Później triumfowała strategia hodowcy - kupić dużo ziemi na początku i jak najszybciej zrezygnować z uprawy zboża. Jednak Los Angeles ma pewną cechę wspólną z Minneapolis, nawet, jeśli nie zabija nas kredyt spekulacyjny to potrafią nas zabić odsetki. I tu już trzeba było strategię obliczyć co do grosza, nie zaciągać długu, a wykorzystać maksymalnie cały posiadany majątek. Kolejne próby zawierały mniejsze lub większe błędy, takie jak zła ilość ataków, rezygnacja z prezentu dla bankiera albo za wczesne nabycie tego prezentu, zła ilość działek, za mało przeznaczone na krowy, za dużo przeznaczone na krowy, wiele tego było. Aż na godzinę przed zakończeniem konkursu udało się! Trafiłam w idealną strategię.
szeryf: Ostatnio wprowadziliśmy 3 nowe miasta - jakie są Twoje pierwsze wrażenia?
Izyda: Po powrocie z obozu zajęłam się Los Angeles i nadrabianiem zaległości w budowie farmy, nie miałam jeszcze okazji na dobre wypróbować nowych miast. Póki co zetknęłam się tylko z El Paso. Te pojedynki są fascynujące. Szkoda tylko, że żeby móc grać tam trzeba mieć wolne gry. Ja bym chciała wszystko na raz. Ale, o ile się nie mylę ostatni turniej w Kansas miał bardzo podobne parametry do jednego z nowych miasteczek? Było bardzo ciekawe pomimo, że nie udało mi się dokonać zbyt wielu inwestycji. Idealna strategia do gier, gdzie trzeba gromadzić zboże nie daje zbyt dużych szans na inwestowanie. A i tak popełniłam błąd, za to Przemko był genialny.
szeryf: A czy nie sądzisz, że z tymi nowymi inwestycjami to już przegięcie? Pogubić się można...
Izyda: I nie da się mieć wszystkiego na raz. To jest właśnie ciekawe - trzeba wyliczyć, co się najbardziej opłaca. Ostatnio odkryłam, że pola tytoniu nie są tak opłacalne jak się na pierwszy rzut oka wydaje, taki wybór inwestycji wymaga dokładniejszego poznania tej gry. Nie można się kierować już tylko intuicją, czasem trzeba coś policzyć.
szeryf: Jak zaczęła się Twoja przygoda z ekonomią?
Izyda: Gdy miałam 5 lat już bardzo dobrze liczyłam, ale jak to dziecko na wczasach próbowałam rodziców na wszystko naciągać, a to lody, a to samochodziki, a to karuzela, a to piłeczka. W pewnym momencie rodzice postanowili coś z tym zrobić i dali mi własne pieniążki. Dostałam 5 złotych. I wtedy się okazało, ze cena piłeczki się diametralnie zmieniła. 5 minut wcześniej była ona bardzo tania, bo kosztowała tylko 2 złote, a teraz stała się bardzo droga, bo kosztowała aż 2 złote.
szeryf: Ostatnio gdy rozmawialiśmy miałaś zaznaczone, ze Twoim ulubionym miasteczkiem jest Indianapolis, teraz masz wpisane Minneapolis - skąd ta zmiana?
Izyda: U mnie zazwyczaj wszystko jest na opak. Nie wybrałam takiego miasteczka jak Atlanta, gdzie sobie bardzo dobrze radzę, czy Kansas, które chociaż zawsze zaskakujące także nie doprowadziło mnie jeszcze do bankructwa, tylko Minneapolis, gdzie co zagram to bankrutuję. To właśnie tam postanowiłam wybudować moją farmę. W końcu dom powinno się budować jak najbliżej miejsca pracy, a coś mi mówi, że się z Minneapolis jeszcze długo nie rozstanę. Zresztą, właśnie dzisiaj zostało ogłoszone moje bankructwo w miasteczku Minneapolis.
szeryf: Dolać Ci jeszcze whiskey?
Izyda: Nie, dziękuję. Po następnej szklaneczce to my już nie porozmawiamy.
szeryf: Mam nadzieję, że jeszcze spotkamy się nie raz w tym klimatycznym miejscu i opróżnimy niejedną szklankę czegoś mocnego... Dziękuję za rozmowę i życzę powodzenia w okiełznaniu Minneapolis i nowych miast!
Izyda: Dziękuję!
_______________________________
* poprzedni wywiad z Izydą został opublikowany w piątym (lipcowym) wydaniu
Farmersi Times.
[powrót]